Sorki, że odkopuję stary temat ale jest problem z moim silnikiem..
Otóż sytuacja wygląda tak: Wracałem z Borek do domu (jakieś 200 kilosów) no i praktycznie przed samą chatą na luz i wskazówka temperatury wchodzi mi na czerwone pole

. Jadąc na biegu wszystko było ok. Rano zajrzałem do Probka i co się okazuję - ubyło łącznie 3 litry płynu, zbiorniczek wyrównawczy suchy. Dolałem, odpaliłem i słyszę jakiś klekot z silnika na moje oko spod pokrywy zaworów. Po ok 40 sek. wszytsko ucichło i było ok. Od razu zorientowałem się, że korek od chłodnicy poszedł bo zaczęło się z niego prawie ciurkiem lac, wymieniłem na ten od tico (pasuje) i zrobiłem jazdę próbną. Okazało się, że przewód wodny od turbo pękł, więc wymieniłem na nowy. Teraz już nic nie cieknie i płyn zalany. Ale na drugi dzień po nocnym postoju znów to samo - klekot tylko że przez jakieś 10 sek.
Zawsze odpalam auto na benie, nie wiem czy ma z tym związek to, że pierwszy raz w życiu zalałem przed borkami ultimate 98, ale chyba nie ma się co łudzic, że to jakieś syfy się wypłukały i gdzieś osadziły w układzie paliwowym. Stan oleju ok i ciśnienie też na normalnym poziomie. Na ciepłym silniku odpala normalnie, nie zauwarzyłem jakichś braków w osiągach, nie ma nawet problemu z uruchomieniem silnika gdy jest zimny, ale ten klekot mnie przeraża. Wiem, że silnik mógł się przegrzac, dziś koleś jak posłuchał to mnie nastraszył, że panewka się mogła przytrzec, no załamany jestem a dopiero co Probek dostał klubowe naklejki. Jaka jest wasza diagnoza, co mogło pójśc?

. No załama totalna

.
I tu też moja wielka prośba do warszawiaków, mógłby ktoś przyjechac jakiegoś dnia na grochów i posłuchac jak odpala na zimnym bo samemu trudno cokolwiek zdiagnozowac..
